OFF we were

Nie skłamię, jeżeli napiszę, że dla większości z nas początek sierpnia bywa wyjątkowo przyjemny. Wszystko za sprawą dwóch pokrywających się festiwali. Większego Woodstocku (ups, od tego roku Pol'and'Rock'u/a) i mniejszego OFFa. W gimnazjum i na początku liceum - głównie dlatego, że był za darmo - razem z Darią jeździłyśmy na Woodstock. Od kilku lat jednak opowiadamy się za mniejszym, spokojniejszym, katowickim OFFem. W tym roku nie mogło być inaczej:)




Był to mój trzeci - Darii pierwszy. W tym roku niestety jednodniowy. Tak to jest, jest późno się człowiek ogarnie, a urlopy i noclegi same się nie wezmą i nie zabukują. Niemniej był to niezwkle przyjemny piątkowy festiwalowy dzień. Jak zawsze daliśmy się zaskoczyć muzyce. Już się nauczyłam, że nie ma sensu przesłuchiwać wcześniej w domu. To, co na kanapie wydaje mi się nietrafione, na koncercie wywoływało euforię. Jest to jedna z tych rzeczy, którą w OFFie najbardziej cenię oprócz atmosfery - zawsze mnie pozytywnie zaskakuje.













Jak już wspominałam, na terenie festiwalu byliśmy tylko przez jeden dzień. Staraliśmy się więc wycisnąć z niego jak najwięcej.












I było przecudnie. Dużo dobrej, dużo pięknej muzyki, wzajemnego szacunku (nie to, co na Openerze bleh), dużo znajomych twarzy w przelocie i na dłuższą chwilę, udane łupy płytowe. Czyli tak jak powinno być, wszystko na swoim miejscu:) Szkoda tylko, że tak krótkoooo





Katowice jednak tak szybko się nas nie pozbyły. Kolejne dwa dni spędziliśmy na zwiedzaniu. Niezwykły, choć budzący w nas mieszane uczucia Nikiszowiec








Czy Galeria Szyb Wilson











Pizza w Len Arte, lody w Istne, czy zwyczajne szwendanie się po Katowicach. Wszystko to sprawiło, że chce się wrócić. Bo dużo nas ominęło:)




















Basia & Daria


Komentarze

Popularne posty